Szpitalną rutynę przełamała wieść o wypisie.
Początkowo cieszyłem się jednak po przemyśleniach doszedłem do wniosku że tak naprawdę w skrajnych momentach mojego marnego żywota wolę być w szpitalu niż w rodzinnym domu. No nie powiem, trochę to dziecinne zachowanie bo zamiast rozwiązywać problemy wolę schować się w miejscu gdzie mogę się od nich odizolować i uchronić.
Kolejny krok desperacji, coś w moim stylu.
Mogłem być dłużej, ale było coś na tym świecie co mnie zmobilizowało, dało energię do działania. Może bardziej nie coś tylko ktoś.
Tak więc od 15-go czerwca poznałem kolejną wartościową osobę.
W pierwszym momencie gdy nasze spojrzenia się spotkały twarzą w twarz przedstawiając się miałem obojętną postawę.
Dla mnie był on nikim innym jak nowym.
Początkowo się unikaliśmy. On o rok starszy , ja z pofarbowanymi włosami i z tunelem w uchu.
Przyszedł jednak taki dzień jeden z kilku kluczowych dni, które zmieniały nasze relacje , a konkretnie je ocieplały.
Więc powiecmy że pierwszym dniem było nasze poznanie.
Kolejnym dniem zmieniającym dotychczasowe relacje był dzień kiedy zaczęliśm siadać przy wspólnym stole.
Zaczęły się rozmowy, żarty, opowieści i plany.
I tak z dnia na dzień coraz to więcej czasu spędziliśmy we swoim towarzystwie.
Po czym nastąpił kolejny kluczowy dzień w naszej znajomości kiedy to pojawiło się miejsce w moim pokoju.
Spontanicznie zaproponowałem żeby się przeniósł, nie sądziłem że się zgodzi.
Poerwsza nocka razem w pokoju była dość specyficzna, bo rozmawiając ze sobą nie potrafiliśmy nawiązać kontaktu zrokowego. Tak więc rozmawialiśmy ze sobą wspinając się w sufit lub okno, a kiedy nasz wzrok się spotykał , obydwoje się speszaliśmy.
Rozmawialiśmy innym językiem niż dotychczas pełnym metafor i porównań, które bez najmniejszego trudy wzajemnie bezbłędnie odczytywaliśmy trafiając w sedno.
Coś nas łączyło...
Pamiętam jak pojawił się dialog że jesteśmy tacy sami, to samo przeżyliśmy, takie same poglądy i rozumienie świata który nas otacza.
Druga nocka i kolejna zmiana bo byliśmy sami w bieli czterech scian.
Całą noc rozmawialiśmy o tematach które nas łączą, doskonale się rozumieliśmy, a opisując odczucia i przeżycia potrafiliśmy na zmianę dokończyć zdanie przedmówcy.
Kolejny dzień i komentarz jednej pani z oddziału ,,A co wy tak razem ...?"
Stojąc wtedy obok siebie przy drzwiach spojrzeliśmy się tylko na siebie i nie skomentowaliśmy tego.
Po ciężkim dniu nadeszła noc, która zostanie w mojej pamięci na długo.
Żartując powiedziałem coś o łączeniu łyżek a on potraktował to całkiem serio. W taki sposób po pięciu minutach mieliśmy połączone łużku.
Położyliśmy się na skrajach łyżek skierowanymi do siebie twarzami. Wzajemnie wpatrywaliśmy się w oczy i leżeliśmy tak całą noc rozmawiając o życiu [...]
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
Kiedy ciąg dalszy ??????
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że już wkrótce odpiszesz nam ciąg dalszy :D
OdpowiedzUsuń